Pierwszy wpis-Moja historia choroby
To mój pierwszy wpis, dotyczący głównie historii mojej choroby. Wszystko zaczęło się od wypicia kawy. Po jej wypiciu mój puls był bardzo wysoki i wylądowałam na sorze. Myślałam, że to jednorazowa historia po wypiciu kawy, jednak nie było tak. Kilka dni po wypiciu kawy przyłożyłam dłoń do klatki I nie czułam bicia serca, przestraszyłam się i serce znacznie mi przyspieszyło, znów wylądowałam na sorze, podejrzewam, że ta kawa w jakiś sposób pobudziła układ nerwowy i uaktywniła jakieś skryte lęki. Potem historia z sorem pojawiała się jeszcze kilka razy. W końcu poszłam prywatnie do kardiologa I miałam robione echo serca I holtera. Wyniki echa serca dostałam od razu, wszystko było dobrze, natomiast na holtera trzeba było czekać 3 tygodnie. W międzyczasie poczułam się lepiej i historia z sorem ucichła, poszłam do pracy I nigdy nie było mi po drodze odebrać wyników holtera. Spokój był aż do końcówki października, kiedy wreszcie zebrałam się odebrać wyniki. Wszystko zaczęło się od nowa. W wynikach wyszła tachykardia, lekarz wytlumaczył to dosyć aktywnym dniem, oraz objaw jak we wczesnej repolaryzacji, lekarz powiedział, że może to być związane z niedokrwieniem, ale nic z tym na razie nie robimy. Jednak ja się tym tak przestraszyłam, że przez następne trzy noce nie mogłam spać, a po tych 3 nocach strasznie było mi cieżko na klatce. Podejrzewam, że to właśnie dlatego, że się przejełam aż tak, ale pewności nigdy dość. Znów wylądowałam na sorze, wszystko wyszło dobrze, lekarz przepisał mi propranolol na zmniejszenie pulsu. Jednak nie brałam go, bo nie chciałam leczyć objawów, chciałam znaleźć przyczynę. Objawy szybkiego bicia serca przeplatały się z pulsowaniem w brzuchu i w różnych częściach ciała, ciężarem na klatce i lękiem po tych objawach, czy nic mi nie będzie, potem doszedł jeszcze brak powietrza, który towarzyszył mi bez przerwy przez 2 tygodnie, a pobdwo 2 tygodniach wysteępował sporadycznie. Postanowiłam pójść do mojego rodzinnego lekarza, który przepisał mi metocard, stwierdziłam, dobra, tym razem nie będę mądrzejsza od lekarza I to był chyba najgorszy tydzień podczas całej mojej dotychczasowej choroby. Po zażyciu tego leku czułam się sztywna w całym ciele, cała się trzęsłam, przedmioty wypadały mi z rąk, dusiłam się. Poszłam ponownie do mojego rodzinnego lekarza, który mi powiedział, że tak może być, że nie wolno mi odstawiać leku I ,że mam brać mimo takich objawów. Postanowiłam skonsultować to z moim kardiologiem, pozwolił mi on odstawić ten lek, a zastosować leki od psychiatry, do którego się wybierałam. Wybierałam się również do pulmonologa. Pulomonolog stwierdził delikatną astmę, prawdopodobnie alergiczną, ale dopiero testy alergiczne, które będę mieć wkrótce robione to potwierdzą. Sądzę jednak ,że nie stąd bierze się mój brak powietrza, gdyż po zastosowaniu leków nie było mi lepiej, wręcz przeciwnie, miałam po tym lekki kaszel, czasem mi było ciężko na klatce po nim I wybudziłam się raz w nocy dusząc się, lek odstawiłam, natomiast drugi, który dostałam na katar, który ostatnio mi bardzo dokucza nic nie zmienia. Katar jaki był, taki jest, ale na razie biorę, może mi na kolejnej wizycie zmieni leki. Trzeciego leku nie mogłam brać ze względu, że kłócił się on z lekiem od psychiatry. Od psychiatry dostałam lek z grupy zwrotnego wychwytu serotoniny na zaburzenia lękowe. Psychiatra powiedziała, że zacznie działać po kilku dniach, ale nie zaczął, lepiej poczułam się po około dwóch tygodniach, tzn uspokoiłam się wewnetrznie, czułam, że mój uklad nerwowy nie jest tak pobudzony, tzn moje serce tak nie szalało, pulsowanie w brzuchu się uspokoiło i ciężar na klatce występował rzadziej, ale codzienny brak powietrza wrócił i dziś mi ciężko na klatce od popołudnia. I teraz się zastanawiam, czy te leki wgl działają? Czy to po prostu przypadek, że mój niektóre objawy się zmniejszyły, skoro brak powietrza wrocił I towarzyszy mi codziennie całymi dniami? Ciężko jest żyć z takimi objawami, a najgorsze jest to, że nie wiem co z tym zrobić. Jedyne wyjście jakie widzę, to iść po raz kolejny do lekarzy, ale czy oni mi pomogą? Czy dadzą mi odpowiednie leki, które wreszcie zaczną działać I zacznę się czuć jak przed chorobą? Bo ja od 3 miesięcy czuję się tragicznie, moje życie kręci się wokół choroby, może ostatnio nie aż tak, bo trochę lepiej się czuję, ale I tak nie czuję się jak przed chorobą. Przez tą chorobę nie byłam w stanie uczyć się, by poprawić jeden przedmiot maturalny, na którym bardzo mi zależy, a jest już połowa stycznia. Pracować też nie byłam w stanie, całymi dniami źle się czułam. Teraz już, gdy lepiej się trochę czuję myślę sobie, że muszę wziąć się w garść, zacząć wreszcie się przede wszystkim uczyć, a potem włączyć do tego jeszcze pracę I tak się zbieram od dwóch tygodni i się jakoś zebrać nie mogę, nie mam siły, motywacji, by rano wstać, powiedzieć sobie "musisz to zrobić, to już najwyższy czas", ta cała choroba odebrała mi resztki optymizmu I nadziei w cokolwiek, bo ja już nie wiem, czy kiedykolwiek z tego wyjdę, skoro biorę leki I tak naprawdę jakby nie do końca działały. Ale jednak nie mogę całymi dniami leżeć w łóżku, bo potem bym się obudzilała z ręką w nocniku. Dlatego od jutra zaczynam się uczyć, chyba, że będę się czuć tak tragicznie, jak wcześniej, bo w takim stanie nie da się uczyć. Być może osoba, która nigdy nie miała do czynienia z takim stanem pomyśli, że przesadzam, ale nie przesadzam Będę zdawać relacje, co u mnie, jeśli wgl. upublicznie ten wpis. Trzymajcie się i dużo zdrówka.